Dziś nie będzie o tym, że moja jesień zaczyna się kolorem i wzorem, bo jakież to oczywiste. Będzie o batiku, który wymusił na mnie perfekcyjne szycie i przyniósł mi wiele radości. Ten wzór mnie wołał ze strony Outletu Tkanin już w lecie, tkanina przyszła w kuponach różnej szerokości i długości i musiała odczekać na swoją kolej do cięcia. Wykrój wybrałam z Simplicity i wcześniej go przetestowałam - zobaczcie we wcześniejszym poście.
Jak to zrobiłam? Kierowałam się zasadą, że wzór dopasowujemy od dołu wykroju, tak robiłam z każdym elementem. Przed skrojeniem - szczególnie spódnicy sprawdzałam ułożenie wykroju na tkaninie kilka razy dla pewności. Przed zszyciem wszystko sfastrygowałam, zaszpilkowałam i przy maszynie bardzo pilnowałam każdego ściegu, oczywiście nie obyło się bez prucia, bo gdzieś jednak przesunęło się o te 3mm, które raziły mnie w oczy.
Jeśli jesteście początkujący i chcecie spróbować łączenia wzorów polecam Wam coś graficznego i bardziej równomiernego, dopasowanie kraty też może być wielkim wyzwaniem i sprawi Wam ogromną frajdę!
Na takim wzorze jak mój parasolkowy batik trudno się pracuje bez doświadczenia, ale oczywiście nie jest to niemożliwe! Kto odważny!? Do dzieła!
A teraz chwila o perfekcji...Nawet ta sesja dowiodła, że ona mi nie grozi. Miała być Pani Jesień w lesie,a jak to mąż stwierdził - wyszło trochę jak Przygody Wesołego Diabła. Po fali rozczarowania - zaakceptowałam to! Ja nie jestem przecież modelką!
Tak mam od dawna, że perfekcja mnie nie kręci, czasem wręcz odraża. Może ktoś powie, że to wygodnictwo, ja jednak uznaje to za naturalne dla mnie - mam strach przed perfekcją, doskonałością, ludźmi bliskimi ideału. Wobec siebie jestem wymagająca i trudno mi znieść krytykę,ale w jakimś stopniu nauczyłam się żyć z tym, że nie jestem jakaś. Może taka jak ktoś chce, może taka jak ktoś sobie wyobraża, albo jaką wypada być gdy ma się już 35 lat!
Pozdrawiam Was w ten piękny, słoneczny dzień na skraju lata
Magdalena
Jak to zrobiłam? Kierowałam się zasadą, że wzór dopasowujemy od dołu wykroju, tak robiłam z każdym elementem. Przed skrojeniem - szczególnie spódnicy sprawdzałam ułożenie wykroju na tkaninie kilka razy dla pewności. Przed zszyciem wszystko sfastrygowałam, zaszpilkowałam i przy maszynie bardzo pilnowałam każdego ściegu, oczywiście nie obyło się bez prucia, bo gdzieś jednak przesunęło się o te 3mm, które raziły mnie w oczy.
Na takim wzorze jak mój parasolkowy batik trudno się pracuje bez doświadczenia, ale oczywiście nie jest to niemożliwe! Kto odważny!? Do dzieła!
A teraz chwila o perfekcji...Nawet ta sesja dowiodła, że ona mi nie grozi. Miała być Pani Jesień w lesie,a jak to mąż stwierdził - wyszło trochę jak Przygody Wesołego Diabła. Po fali rozczarowania - zaakceptowałam to! Ja nie jestem przecież modelką!
Tak mam od dawna, że perfekcja mnie nie kręci, czasem wręcz odraża. Może ktoś powie, że to wygodnictwo, ja jednak uznaje to za naturalne dla mnie - mam strach przed perfekcją, doskonałością, ludźmi bliskimi ideału. Wobec siebie jestem wymagająca i trudno mi znieść krytykę,ale w jakimś stopniu nauczyłam się żyć z tym, że nie jestem jakaś. Może taka jak ktoś chce, może taka jak ktoś sobie wyobraża, albo jaką wypada być gdy ma się już 35 lat!
Jeśli chodzi o perfekcję w szyciu, to jest ona dla mnie póki co niedościgniona.Umiem wiele, ale często eksperymentuję, próbuję i przez to popełniam też błędy. Lubię je, bo choć kosztują mnie prucie wiele mnie uczą. Ja szycie traktuję jak relaks, ale i samodoskonalenie bez przymusu. Daje sobie taką przestrzeń w sobie na naukę i na omylność. Na kursach szycia, które prowadzę z początkującymi często spotykam się z ich frustracją, że gdy robią coś pierwszy raz nie do końca osiągają zamierzony efekt. Na kolejnych zajęciach zauważają, że te pomyłki były cenne,a frajda z poprawy w szyciu jest jeszcze większa...
Pozdrawiam Was w ten piękny, słoneczny dzień na skraju lata
Magdalena